O rany ! Nie ogarniam, czyli front – end developer i project manager spoza IT.

foodies-appendix

Od jakiegoś już roku w mojej głowie zaświtał pomysł, a w sumie to bardziej precyzyjnie będzie jak nazwę to pragnienie, przyjrzenia się bliżej życiu IT. Czy jest tam w ogóle jakieś życie poza tymi czarnymi ekranami z dziwnymi linijkami kodów, a jeśli jest to jakie ?

Jak pracuje UX ? Być może pracujesz całkiem podobnie ?

Swoje zapoznawanie się z branżą IT rozpoczęłam od fantastycznego wydarzenia jakim była konferencja koła naukowego AGH ITberries „Ciemna strona UX’a”. Nie dostałam się co prawda na warsztaty, na które bilety rozeszły się dosyć szybko, ale ogólna konferencja i tak zrobiła  na mnie spore wrażenie.  Okazało się bowiem, że doświadczenia UX czyli User Experience są po części dosyć bliskie moim doświadczeniom m.in. jako konsultanta wdrożeń systemów związanych z HR czy też menedżera innowacji społecznych. Podobnie wygląda bowiem proces, w którym badamy i rozmawiamy. A potem jeszcze raz rozmawiamy i badamy; wykorzystujemy wszelkie możliwe dane aby zrozumieć potrzebę klienta, wgryźć się w klimat organizacji, w końcu, jeśli to możliwe poznać klientów naszych klientów. Używamy trochę innych narzędzi i odwołujemy się do innego środowiska pracy, ale istota jest bardzo podobna.

Muszę przyznać, że przepadłam jak kamień w wodę. Mój szósty zmysł mówił mi, że będę/byłabym świetnym UX-em. Pewnie pomiędzy „byłabym” a „będę”, mogłabym rozwinąć ze 100 km brakujących w Polsce autostrad, taka jest między nimi różnica znaczeniowa.  Ale to trochę właśnie tak jest z kimś, kto nie miał dotychczas doświadczenia z IT, coś mu tam zaświtało, że może być pięknie i ciekawie, a potem czyta te wszystkie ogłoszenia o pracę i wszędzie widzi: „mile wiedziane umiejętności kodowania”, „min. 3-letnie doświadczenie w IT”, „doświadczenie w projektach agilowych”. Masz wtedy wrażenie że te teksty wydają się mieć pazury i długie zęby aby ochronić te oferty właśnie przed tobą.

Czy humanista nadaje się do branży IT ?

Nie mniej jednak, konferencja zrobiła na mnie spore wrażenie, kupiłam sobie kilka książek, poszukałam informacji w Internecie, zaczęłam czytać i im bardziej czytałam, tym bardziej chciałam. Dylemat „będę czy byłabym” wciąż jednak pozostawał aktualny. I chwała za to ludziom z ITberries, że organizują takie konferencje. Jak twierdzą: „pokazujemy, że humaniści świetnie się w tych tematach odnajdują”. No, nie jest to takie hop-siup, ale przynajmniej ja humanistka, zaczęłam się nad tym mocno zastanawiać.

No dobra, ale co z tym kodowaniem ?

Natchniona pozytywną energią, czująca w ciele tzw. „flow” rozpoczęłam poszukiwania warsztatów, spotkań, konferencji, gdzie nikt nie będzie bronił mi dostępu, a nawet zachęci do udziału. I tak też, dosłownie w ostatniej chwili, znalazłam portal MamoPracuj.pl. Od kliknięcia do kliknięcia dostałam się do grupy Mamo Pracuj w IT, tak się bowiem składa że jestem mamą dwójki niepełnoletnich i jak się okazuje, są  z tym związane przywileje jakim jest m.in. przynależność do takich grup.

To zresztą musiał być jakiś znak, ponieważ o samych warsztatach dowiedziałam się w przeddzień zapisów. Co więcej, nikt nie bronił dostępu, nie zniechęcał, raczej w drugą stronę, ogłaszał wszem i wobec, że ruszają.

Pamiętająca o zapisach na warsztaty podczas konferencji ITberries, kilkanaście minut przed 21 skoncentrowana czekałam na zapisy. Jak się okazało – słusznie!  Wyobraźcie sobie, że o 21.01 nie było już miejsc. Nie udało mi się zapiać na warsztaty o UX-ach (wciąż bardzo żałuję), ale byłam jedną z 20 szczęśliwych posiadaczek biletu na całodniowe, sobotnie warsztaty z kodowania. Czułam się jak samica-alfa-jaskiniowiec przynosząca do jaskini dużego mamuta! Jak się nad tym zastanowić, to jaskiniowcy pewnie bardziej ucieszyliby się z mamuta, ale zdobycie tych biletów, to było coś. No bo wyobraźcie sobie taki obrazek: 40 może 50 kobiet siedzi wieczorem przy komputerach i zaczyna klikać równocześnie, 20 z nich się udało, byłam w tej grupie! Cieszyłam się dziecko!

W ten weekend przyszedł czas na warsztaty. Podekscytowana pojechałam na Zabłocie, pełna energii i zapału do czegoś nowego. Na sali uśmiechnięte 19 innych kobiet, matek, które poświęcają swoją wolną sobotę na szkolenie i rozwój zawodowy. Założę się, że każda z nas miała swoje wyobrażenia, każda zapewne pragnie dla siebie fajnej, ciekawej drogi rozwoju, w której będzie mogła jakoś pogodzić świat domowy ze światem zawodowym. O tym, że się da szkoda w ogóle dyskutować, to pewne ! No ale jak same warsztaty ?

Czy jesteś stworzona do kodowania ?

Po krótkim wprowadzeniu teoretycznym, w którym Ewa – nasza trenerka pędziła jak struś pędziwiatr, rozpoczęło się kodowanie… Nie wiem czy możemy to nazwać kodowaniem, pewnie nawet nie stałyśmy dziś przy kodowaniu, bo z perspektywy osób, które się tym zajmują na co dzień, to pewnie tak jakbyśmy twierdziły że znamy alfabet, a w rzeczywistości były przy literce „a”. Niech nikt nie czyta tego bynajmniej w kategoriach narzekania. Sama Ewa mówiła, że mało czasu,  mało czasu i jeszcze raz mało czasu J. Ja muszę się przyznać, mało co na początku rozumiałam. Z ukrywaną zazdrością patrzyłam na koleżanki, które podążały za tokiem myślenia Ewy i było to dla nich jasne, a dla mnie nie. Na szczęście koleżanka obok co chwila ratowała mnie z opresji i szukała mi błędów w kodzie. Kurcze, trzeba naprawdę się przy tym skupić. Zrobisz 2 spacje zamiast jednej – coś nie będzie działać. Dasz nawias kwadratowy zamiast zwykłego – też nie działa,  nie postawisz kropki w odpowiednim miejscu – coś nie styka… Nie wiem jak reszta, ale mi to jednak sprawiało sporo trudności. Prawie nadwyrężyłam szyję zerkając na komputer obok, koleżanka była ze 3 poziomy bardziej zaawansowana niż ja! No ale nadeszła w końcu ta chwila, że jakoś mi zaczęło iść, i uwaga! mogłam nawet pomóc innej dziewczynie. To prawie jak level master! Przy okazji znalazłam w kodowaniu sporo logiki, której co prawda nigdy nie lubiłam, ale od czasów studiów minęło już trochę czasu i doświadczenie życiowe zrobiło swoje.

Uwaga: zaczyna mi wychodzić !

Puszę się więc w piórka, cieszę jak dziecko, pokazuje wszem i wobec, że mam tak jak Ewa na ekranie, czytaj: nadążam, koduje, błędów jakoś tak mniej, no i satysfakcja się pojawia, bo moja pierwsza w życiu strona zaczyna jako tako wyglądać (a przynajmniej ta jej część nad którą pracowałyśmy). Uniesiona na fali entuzjazmu, wpisuję nowy kod z tablicy; pewna swego, nie czekam aż Ewa powie: „to zapisujemy teraz  i odświeżamy nasze strony”; przecież mi wychodzi, no więc robię to sama…. i ….

I moja strona znika. Zero. Nic. Nul.  Mam nadzieję, że empatyzujecie teraz ze mną, bo to fajne nie było.  Nie przyznając się nikomu przepisuję odtąd karnie wszystkie kody, ale i tak już po mojej stronie. Nie potrafię tego naprawić. Ponieważ warsztaty prawie się już kończą, nie ruszam tego tematu. Innym dziewczynom wychodzi, jestem z nich naprawdę dumna! Gdybyśmy z Ewą wspólnie szukały tego krytycznego błędu, pewnie poszedłby na to cały czas. Mi pozostaje czekać na melia z pełnym kodem od dziewczyn z MamoPracuj.pl  i samodzielne dochodzenie.

A jednak jestem koderką !

Historia ma ciąg dalszy. Wracam do domu, mąż pyta jak tam warsztaty, opowiadam, że robiłyśmy prawdziwe strony. Widzę jego zaskoczenie i ciekawość: „no to pokaż” mówi. Wiecie rozumiecie, muszę to teraz w całości opowiedzieć.  Na koniec mojej historii mógł powiedzieć: „sieroto ty moja” ale nie powiedział (to taki nasz wewnętrzny kod, obydwoje wiemy co oznacza i kiedy go użyć). Jestem więc jednak koderką!

kiedy-ci-cos-nie-wychodzi-podnosisz-sie-i-probujesz-dalejKiedy Ci coś nie wychodzi, podnosisz się i próbujesz dalej!

Jaka dla mnie z tego lekcja ? Uwielbiam uczyć się nowych rzeczy, dzisiejsza przygoda z kodowaniem, była trochę wymarzona od wielu miesięcy. Chciałam zobaczyć, na własne oczy i uszy przekonać się „czym to się je” i czy to dla mnie. Nie wiem jeszcze czy to jest dla mnie czy nie. Nigdy nie poddaje się po pierwszej próbie. Ogarnęłam kiedyś sama excella, metodą prób i błędów uczyłam się pierwszych formuł (=2+2) aż skończyłam na tabelach przestawnych. Jest więc spora szansa, że ogarnę i to. Przekonałam się jednak, miałam tą okazję aby się sprawdzić, przetestować, zobaczyć czy współgra to z moim potencjałem, czy to dla mnie. Chwała wam za to dziewczyny z MamoPracuj.pl!

Miałam też okazję ponieść porażkę i śmiać się z niej potem. Porażki pobudzają chęci do działania. Dają kopa, wzmacniają nas. W końcu, pozwalają nam na najlepszą naukę na świcie: właśnie poprzez własne błędy.

Tak więc moje drogie mamy i nie-mamy, kodujące  i nie-kodujące! Popełniajcie błędy, wyciągajcie wnioski, otwierajcie sobie głowy na nowe, to jedne z najlepszych przeżyć jakie was mogą spotkać. Korzyści zawsze się pojawią, może nie od razu, może nie bezpośrednio, ale się pojawią.

Nie wiem, czy mogłam życzyć sobie bardziej owocnych warsztatów niż dzisiaj!

Dziękuję.

p.s.1. Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej na temat działalności MamoPracuj to kliknijcie w ten link:  MamoPracuj.pl

p.s.2. Jeśli jesteście zainteresowani/ne działlanością koła naukowego ITberries to kliknijcie w ten link: itberries.pl

 

Weź udział w dyskusji

Skocz do góry